Zanzibar - wrażenia z podróży
Przede wszystkim wreszcie wiem co znaczy, że ktoś albo coś, jest 100 lat za murzynami. Faktycznie oni wyznaczają ten poziom bardzo niziutko, bieda jest powalająca, stan cywilizacji dla nas szokujący. Oczywiście są enklawy gdzie i wystrój i poziom życia są na europejskim poziomie, ale już za murem jest i śmieszno i straszno.
Są i rzeczy zaskakujące - jedziemy z wizytą na plantację korzeni, ziół etc.., po drodze zabieramy przewodnika - murzyna, okazuje się, że facet mówi płynnie sześcioma językami. Szok. A uczy się fantastycznie łatwo i szybko, już po naszej wizycie znał kilka zdań po Polsku i potrafił w odpowiednmomencie całkiem apropos użyć. Sam Zanzibar to wyspa na Oceanie Indyjskim u wybrzeży Tanzanii, wg mnie powstała z koralowca bo wszędzie pełno się wala kamieni wapiennych, a jak gdzieś jest jakiś wykop to też widać wapień. Żyją w maleńkich chałupkach, szarych i brudnych, mają pełno dzieci,które jak wszędzie na Świecie są łase na cukierki. Klimat jest gorący i wilgotny, wszystko rośnie na potęgę. Uderza totalny śmietnik. Tłumaczyli nam nasi rezydenci, że autochtoni od wieków znali tylko śmieci organiczne w związku z czym wszystko rzucali za siebie, a to za chwilę się rozkładało i nikt nie zawracał sobie tym głowy. Teraz mają "nasze" opakowania, butelki plastikowe, szklane, puszki, plastikowe pojemniki, siatki i to wszystko leży na około i nikomu nie przeszkadza. Oczywiście w hotelu otoczonym murem gdzie mieszkaliśmy było pięknie i czysto. Służba ochrony to Mężczyźni z plemienia Masajów. Fajnie bo tzw. Beach boys ( usiłowali z nami handlować na plaży ) strasznie Masajów się bali. Generalnie wszyscy byli dla nas bardzo przyjaźni i mili. Najczęściej słyszane frazy w Suahili to: " hakuna ma tata ", co znaczy nie ma sprawy - no problem. Zawsze kiedy spotykaliśmy tubylców pozdrawiali nas - Jambo( cześć, dzień dobry ), odpowiadaliśmy również Jambo. Do dyspozycji mieliśmy w hotelu jeden basen tylko dla siebie i drugi dla wszystkich gości. Z trzech stron hotelu był mur, z czwartej teren zamykał ocean, woda kryształowo czysta i gorąca. Czasami trafiały się parzące meduzy i jeżowce, ale jak się patrzyło można było tego uniknąć. Na nurkowania pływaliśmy łodziami tubylców w miejsca gdzie bytowały stworzonka morskie. Nurkowaliśmy w aqualungach i z rurkami. Podwodny świat był piękny i niesamowicie ciekawy. Trochę przez to nurkowanie spaliłem sobie plecy i kolejne nurkowania musiałem już zaliczyć w koszulce. W piance było za gorąco. Co wieczór były występy miejscowych zespołów. Były to tańce, śpiewy i gra na instrumentach ludowych. Był też taniec z wężem ( potężny pyton ), ja oczywiście dałem się namówić tancerzowi na potrzymanie tegoż jako pierwszy, później kilka osób poszło w moje ślady.
Generalnie dobrze jest to wszystko zobaczyć i wrócić do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz
Tylko dobre wiadomości